niedziela, 29 sierpnia 2010

Niemesjasz przemawia

Proroczą wizję miałem. Może nie odkrywczą, ale prorocza była. Apokalipsa, zupełnie jak z tych debilnych filmów powstających jeden po drugim, w których zmienia się tylko obsada. Nie wiem co dosypali mi ostatniej nocy do wódki, sam nic nie ćpałem, ale rano po ciężkim powrocie do domu przeniosłem się w przyszłość i miałem 2012 rok pod kołdrą. Wartka akcja, efekty specjalne i kino 3D za darmo. Mesjaszem nie byłem, a szkoda, bo fajnie byłoby pocierpieć. Ognie piekielne, które mnie nawet nie smyrną, anioły ciemności, inne pierdu pierdu i bieg ze sraką w gaciach do domu. Pierwsza reakcja - bieg do domu. Do rodziców. A że lubię ryć sobie banie sennikami, to robię research. "Apokalipsa - brak rozsądku, wyobraźni i przewidywania następstw swoich działań to główne przyczyny wielu problemów w Twoim życiu." I czytam. Czytam kilka razy to samo zdanie. Zdaję sobie z tego sprawę od dawna i jak nikt inny potrafię to odnieść do swojego życia. I już nawet nie rozbija się o ten kretyński sen. Chodzi o prawdę zawartą w prostym zdaniu, nad którym dumam od pięciu minut, a które tak naprawdę podświadomie zaprząta mi głowę od kilku miesięcy.

Amen z apokalipsą. Zamawiamy dwie taksówki. Pech chciał, że ja musiałem jechać z nim. Z kolesiem, który wkręcił się na krzywy ryj. Niech stracę. I tak wygląda na osobę, która po dwóch szotach odpadnie, więc będzie trup i będzie się na kim położyć jak miejsc zabraknie. Wsiadamy.
Konkrety. Koleś wymyślił sobie całe życie i jest naczelnym pośmiewiskiem w różnej maści miejscach. Ale bryluje. Nie rozdrobnię się dziś i powiem tylko tyle, że nie ma znajomych, nie ma z kim się napić i jest zerem w mieście. I ja to wiem doskonale, a on świruje duszę towarzystwa i robi z siebie gwiazdę, której telefon w sobotnią noc urywa się od zaproszeń na popijawę, które to on konsekwentnie odrzuca, bo ma niczym baranie jaja grafik napięty.
- Złotówa do mnie - Wie pan co? Współczuję panu.
- (śmiech) dlaczego?
- Bo ja z takim debilem to bym 20 minut nawet nie wytrzymał (brzdęk flaszek obijających się o siebie) a co dopiero wódkę miał z nim pić.
Koleś się zgasił, pan taksówkarz w ramach tego dostał ode mnie syty napiwek, a ostatnią noc odeśpię chyba dopiero po śmierci.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Maso-sado

Kiedyś kiedyś dawno chciałem mieć rentgen w oczach. Wiadomo, fajna zabawa, a że lubię się śmiać z ludzi to fun podwójny. Ale myślę sobie: walić rentgen, w sumie zero z tego pożytku, a na dodatek każda wizyta w centrum miasta kończyłaby się mdłościami na skutek sielskich widoków oraz trwałym okaleczeniem zmysłów. Teraz chcę mieć możliwość wejścia w korelację z umysłami innych ludzi. Chcę wiedzieć jak to jest stać z boku z założonymi rękoma i przyglądać się mojej osobie. Chcę wiedzieć co ludzi we mnie, po prostu, wkurwia. Taka ciemna strona mocy, jasnej mam już dość. Moje dupsko nie ociekało nigdy lukrem, więc koniec lizania. Czas na porządnego plaskacza w twarz, co bym się przebudził i pora na twardego kopa w dupę, co bym przestał lewitować i osiadł na najgorszej mieliźnie.
Mam wyjebane na miłość w każdej postaci. Puściło mnie równie szybko jak złapało. I właśnie w takim momencie cieszę się, że wystarczy jedno zdanie wypowiedziane w nieodpowiedniej chwili, aby rozbić tą śmierdzącą, mydlaną bańkę. Czuję w sobie jeszcze resztki tego czegoś, ale sinusoida konsekwentnie zmierza ku dołowi, teraz pragnę bólu. Psychicznego, bo fizycznego boję się bardziej niż katoli.

A jeśli ktoś kiedykolwiek zapyta mnie o kobiecą stronę mojej osobowości, to z pewnością odpowiem, że jest nią plotkowanie. Dzisiaj przy najdroższym drinku obsram zady wszystkim gnojom, bez wyjątku.