poniedziałek, 12 grudnia 2011

Is Santa dead?

Last Christmas I gave you my heart? All I want for Christmas is you? Święta + miłość? Da się? A myślałem, że tylko ja potrafię połączyć komedię z dramatem.

sobota, 3 grudnia 2011

Banał?

Ostatnio zauważyłem u siebie tendencję do wyciągania naprawdę banalnych wniosków na drodze długodystansowej obserwacji co raz to prostszych w budowie bytów. Ktoś nie tak dawno powiedział mi, że nie ma banałów - są tylko banalni ludzie. Jednak ci banalni tworzą trywialne teorie, które są obalane przez tych nieco ponad, tworzących wielokrotnie złożone, a więc w istocie lepsze, koncepcje. Pierwsi żyją w symbiozie z drugimi i trwając we własnej prostocie, chcąc nie chcąc, zbierają po drodze części składowe. Na te części składają się ludzie, doświadczenia, uczucia. Gromadząc je, zyskują wrażenie nieustannego rozwoju. Ważne jest to, czy na śmietniku, którym jest bez wątpienia życie, trafią na części, które okażą się przydatne, choć każda z nich jest na swój sposób wartościowa. Jedna bardziej, druga mniej, ale każda po kolei jest ważnym trybikiem w procesie budowania osobowości.

Można rozwijać się przy jednej, najważniejszej osobie, ale warunek jest jeden - owa osoba musi mieć do przekazania drugiej na tyle dużo, aby zaspokoić jej głód doskonalenia się, który niewątpliwie drzemie w każdym. Jeśli tak nie jest - nie może uzurpować sobie prawa do miejsca na podium. Rozwijając siebie, rozwija się również partnera, dlatego na pierwszym miejscu powinno znaleźć się własne szczęście, a szczęście ukochanej osoby przyjdzie z czasem. Druga jednostka nie może pozostać dłużna wobec pierwszej, bo silna relacja, oparta na zaufaniu i wzajemnej współpracy, gdzie przynajmniej tli się chęć wspólnego życia i działania, to podstawa sukcesu.

Sam nie czuję się osobą prostą - wręcz przeciwnie - co raz częściej zadziwiam samego siebie. Bez znaczenia jest dla mnie to, czy owo zadziwianie siebie ma sens pozytywny czy też nie, bo lubię pieprzoną złożoność i jeśli kolejne doświadczenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że ja składakiem jestem, to czerpię z tego nieopisaną przyjemność.

P.S. Z notki wyszła papkowata, filozoficzna rozprawa, ale usprawiedliwiam się kacem.

środa, 16 listopada 2011

Czkawka

Jedyny podział przy barze to podział na trzeźwo-myślących abstynentów i myślących, że nie piją, alkoholików. Koniec końców, wszyscy i tak wychodzą nad ranem w podobnym stanie. Pierwsi upici filozofią, drudzy zaś zatruci etanolem i własnymi toksynami.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Wynurzenie kontrolowane

Co roku, x miesiąca, spontanicznie wyjeżdżam na kilka dni do x miasta, po czym żałuję całego wyjazdu. Co roku, w x miesiącu, postanawiam zmienić coś od x miesiąca. Owego x miesiąca i tak nic z tego nie wychodzi. W międzyczasie, gdy nadchodzi miesiąc x, miewam zmasowany atak motyli w brzuchu. Przychodzi przełom października i listopada - najgorszy okres w roku. Czas wstępnych podsumowań, prawdy prosto w oczy i kaw na ławę, których ilość podnosi mi ciśnienie do granic wylewu. Czas, w którym ostatecznie sypie się to, co według mnie nie mogło się posypać. Czas klęski i kompromitacji na każdym polu walki. Czas, w którym stoję nad własnym grobem, płaczę nad sobą i jedyne co widzę, to szeroka jak 2x2 woalka zza której spoglądają najbliższe memu sercu osoby.

Zajrzałem na bloga po długim czasie i zająłem się lekturą oraz analizą wpisów sprzed roku. Owa lektura utwierdziła mnie w przekonaniu, że żyję w dziwnej matni, żyję według dziwnego schematu, który narzucają mi kolejne miesiące i następujące po sobie pory roku. Dzieje się to zupełnie mimo wszelkich założeń, a całe moje życie jest ustalone przez pieprzony, gregoriański kalendarz - dokładnie co roku powtarzają się te same sytuacje. Schematy są straszne, bo są nudne, a nudy i stagnacji boję się najbardziej. W drugą stronę to nie działa - nuda nigdy nie jest przewidywalna. Jest tymczasowa - zawsze ktoś chluśnie Ci wiadrem szamba prosto w facjatę lub wciągnie cukierka z Twojego krocza. Nudę można siłą-niesiłą powstrzymać, zabić, a z ustalonym z góry porządkiem sprawa wygląda nieco gorzej.

Jeśli zabawisz się ogniem - od ognia zginiesz. Bawiłem się nim wielokrotnie, ale w życiu mam pieprzonego farta i nigdy nie zginąłem. Za każdym razem, gdy skaczę przez ogień, to spadam na cztery łapy. Lekko poparzony, ale bez trwałych blizn. Rany goją się w krótkim czasie - nie odbiegając od schematu, znikają po roku. I gdy wszystko jest już w należytym porządku, to fakt, że lubię adrenalinę sprawia, że brakuje mi zabawy z utęsknionym żywiołem. Bo co krąży, zawsze wraca - często ze zdwojoną siłą. Los daje kolejną szansę każdemu, ale głupiec jej nie wykorzysta, bo nie potrafi. Jeśli do tego jest ślepcem, to nawet jej nie zauważy. Stąd wiem, że życiowym kretynem ani tym bardziej ślepcem nie jestem. Rzucane mi szanse łapię zawsze, lecz gdy zrobię jeden błąd, los zaczyna się wpieniać i bez namysłu postanawia mi każdą po kolei odebrać. Ale ten typ tak ma i jest mądry, bo podobnie jest z ludźmi: plus z minusem zawsze da minus. Mądry może dać szansę głupiemu, ale to nigdy nie zadziała. Sorry Batory, nie w tym schemacie.

piątek, 25 lutego 2011

Słowotok

Podnoszę ryj z poduszki, dupsko z wyra i raus. Kuchnia, kawusia, papierosek i generalnie multitasking. I wiesz, relaks na taborecie, muzyka w tle, a patrzę na zegarek z rozjebaniem, bo czas źle wyliczyłem. No to zapierdalam, żelazko na full, prysznic, ząbki szuru buru, włoski stroszę, kremik wklepuję i lecę. Dobiegam rozumiesz, styrany jak koń po westernie dwie minuty przed czasem na tego prądojeba, pierwszy wagon i jazda. Sprawdzam mejla, siedzę, próchna udaję że nie widzę, a w razie co to po nocce w robocie zdycham. Dojeżdżam, wysiadam, jakiś kapelusznik podbija i o drogę na PKP pyta, to ja mu mówię na spokoju wsiadaj tu w ten tramwaj i jedziesz, główny z okna zobaczysz. Czasu nie mam mówię, poczęstowałem się papierosem i zapierdalam jak ten papaj z kiepem w mordzie. Dobra, uniwerek, wydział human, wchodzę. Pytam pomywaczki gdzie na audytorium. Góra panie, pierwsze piętro. No to rasz na first floor, otwieram drzwi, patrzę, chuj. Scena jak w Opolu, na niej sekretarka z pornola taka wiesz Newsweek, Szkło kontaktowe, a do tego kurwiki i Miecugow w oczku. Kłapie mordą do tych pionków i patrzy na mnie z platońskim zdziwieniem, a ja tępy chuj zamiast przeprosić to siadam. Ale gdzie tu usiąść myślę. I kurwa wiesz, generalnie podział jak za ćwieczka. Inteligencja na przodzie oddzielona od plebsu na tyłach rządem krzesełek. To rozkminiam, że zawsze do inteligencji aspiruję, a ciągle śmierdzę plebsem i wiesz, szybka decyzja kompromis, siadam po środku. Patrzę i dusza mi się śmieje, bo co robisz jak widzisz panie na Elę Jaworowicz siedzące i panów, którym długopisy się palą od notowania i żyły trzaskają od pozycji noga na nogę? I siedzę sobie, słucham o higienie języka, dyszę w plecy jakiemuś cwaniakowi, plebejczyk dyszy w plecy mi, bilans wyrównany, aż tu nagle z dupy podbija szeryf w spódnicy i z rozjebaniem stwierdza, że "siedzę na granicy". Ja wzrok napoleoński, uśmiech numer 3, dobra, podnoszę zad i idę wymachując tym ogonem. Plebs mnie wzrokiem pożera, czuję jego aurę, siadam i trans, odpoczywam, wśród swoich jestem.

środa, 26 stycznia 2011

Kocioł

Chyba odstawię na dłuższy czas Facebooka. Jeżeli to nie pyknie, to zrezygnuję ze sprawdzania aktualności w czasie dnia, a zwłaszcza przed miło zapowiadającym się wieczorem. Właśnie, ograniczę udział tego typu zabawek w moim dniu do totalnego minimum. Pierwszy krok wykonałem już jakiś czas temu, zrezygnowałem z mp3 i póki co trzymam się nieźle. Bo tak. Niektóre z fejsowych newsów dobijają i potrafią rozjebać cały, w miarę układający się, dzień. Taki oto właśnie news spadł dziś na mnie z impetem dachówki po powrocie do domu. Sprawdziłem aktualności i szambo zalało mnie od czubka głowy aż po pięty. Kurwa, co się dzieje? Nagły skok temperatury na +10, trochę słońca i sodówa zaczyna parować? Łączcie się w pary, ale nie moim kosztem. Bo ja już tak mam, że jak ty rozsypiesz sobie ścieżkę szczęścia z kimś innym, a do tego reszta giermków wam przyklaskuje i kibicuje, to ja się gotuję. Tym bardziej, że to JA miałem wciągać ten koks z TOBĄ. Ale nic, czekam na swoją kolej. Wiem, że nadejdzie. Prędzej czy później, ale nadejdzie. Znudzi ci się seans z nim, to przylecisz do mnie. Odtrącić nie odtrącę, bo nie potrafię, a poza tym i tak stracę zdrowie na czekaniu w tej pieprzonej kolejce.

Już wyobrażam sobie wiosnę w pełnej krasie. Dwa gołębie, dwa motyle, dwa patyczaki i ja. Sam. Zmienię sobie imię na Sam. Także ja jednak podziękuję i postoję. Przy zimie. Rzygnąłem sobie w te szambo i odechciało mi się wszystkiego, a ta dwójka kier to pływała w rzadkim gównie i pewnie umknęło to mojej uwadze.