poniedziałek, 28 czerwca 2010

Walczyk

Wcześnie rano budzi mnie słońce i nakurwia przyjemnie w oczy. Wstaję, pomimo tego, że nie muszę, otwieram wszystkie okna, wrzucam na playlistę papkę pokroju UK Top 40, wyciągam patelnię i smażę coś w stylu jajecznicy. Nie ma boczku, więc i tak pewnie jej nie zjem, ale chodzi o samą ideę gotowania na powietrzu. Jak Makłowicz bratam się z naturą. Tymczasem pod bramą słychać już charakterystyczny dźwięk szklanych butelek obijających się o siebie, ale nawet żule widziani z góry wyglądają jakoś... piękniej. Słychać również brzęk drobnych i widać te twarze myślą skalane. Bo znowu brakuje paru groszy na kolejnego VIPa. Mam ochotę dorzucić, ale nie rozpieszczam tutejszych. Kocham takie dni, w które niepotrzebna mi kawa, aby działać. Wystarczy mi słońce. Baterie na full, dziś nawet papieros jest be i dochodzę do wniosku, że lato to najlepszy okres na porządny detoks.

Dziś życie jest zbyt piękne, aby pisać bloga.

4 komentarze:

  1. Ja dziś pisze, bo właśnie jest pięknie ... ide zaraz spotkać się z Hanna, z która ponad pół roku widzieć nie mogłem(emigracja) i jestem cały w niebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. znam ten stan.....to dobry stan

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się tak właśnie detoxuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. mnie też budzą te dźwięczące butelki. choć w tym roku jakoś ich mniej..

    OdpowiedzUsuń